Rok 2007 był niezwykle pomyślny dla sektora funduszy Private Equity. Pojawiało się wiele nowych firm i projektów. Spółki wchodziły w rok 2008 z wyostrzonym apetytem, a tymczasem wiele z nich zmuszonych jest weryfikować swoje plany w zetknięciu ze znacznym ograniczeniem dostępu do nowych środków. Już od początku kryzysu subprime nasiliły się tendencje do koncentracji wokół najsilniejszych podmiotów. Ale ostatnio rynek funduszy Private Equity na skutek poważanych zawirowań, jakie pojawiły się na rynkach finansowych, zderzył się z niezbyt przyjazną dla siebie zmianą otoczenia. Zależnie od pozycji finansowej danego funduszu może to stanowić szansę na przyspieszony rozwój lub śmiertelne zagrożenie. Czasy łatwo dostępnych funduszy na prowadzenie działalności i łatwego sprzedawania nowych emisji certyfikatów przeszły do historii. I ci, którzy liczyliby na ich szybki powrót, mogą nie doczekać momentu, gdy ich życzenia się spełnią. Zmienione warunki sprawiają, że rynkowi myśliwi często „łączą się w stada”, by nie stać się w przyszłości zwierzyną i łatwiej polować na potencjalne okazje.
Typowym przejawem takiego łączenia sił są konsolidacje lub przejęcia. Ostatnio pojawiają się coraz częściej informacje dotyczące transakcji przejęć w sektorze Private Equtiy i jest to wyraźny znak, że podmioty z tego sektora elastycznie starają się dostosowywać do zmieniających się warunków rynkowych. Przykładem takiej konsolidacji jest ogłoszone niedawno przyłączenie się Capital Precision specjalizującej się w usługach zarządzania i komunikacji finansowej do grupy Sage Holdings LLC. Po tej operacji platforma Riverside – Sage Holding składa się już z czterech spółek i może jeszcze lepiej wykorzystywać swój potencjał.
Działania wewnątrz branży wynikają w tym sektorze również z tego, że przez pewien czas raczej tego typu inwestycje nie będą się cieszyć szczególnym zainteresowaniem podmiotów spoza branży. Fundusze Private Equity posiadają bowiem kilka charakterystyk, które w takich czasach jak obecne trudno uznać za wspierające rozwój biznesu. Mniejsza przejrzystość inwestycji, z natury biznesu zwykle obarczonych większym ryzykiem biznesowym niż dojrzałe spółki, sprzyja osiąganiu ponadprzeciętnych zysków w czasach koniunktury, lecz w czasach recesji jest balastem. W epoce, gdy awersja do ryzyka wzrosła do poziomu jakiego nikt jeszcze kilka miesięcy temu nie przewidywał ci, którzy nie zdołali zebrać wcześniej wystarczających środków, będą w trudnej sytuacji.
Mamy więc do czynienia ze stratyfikacją branży nieco przypominającą sytuację branży deweloperskiej. Czyli utrudniony dostęp do kredytów, brak chętnych do zasilenia kapitałem z rynku pierwotnego, aktywa wyceniane przez rynek znacznie poniżej wartości dającej godziwy zarobek a dodatkowo konkurencja ze strony rynku wtórnego. Z danych napływających z zachodu wynika bowiem, że wielu posiadaczy funduszy w pogoni za gotówką i uciekając przed niepewnością stara się sprzedać swoje udziały i certyfikaty oferując znaczne dyskonto. Fundusze bowiem cierpieć będą z wielu stron z racji pogorszenia się sentymentu. Brak dywidend, trudności z kredytem dla funduszu ale też dla spółek z portfela to tylko główne, choć nie jedyne przejawy tej sytuacji.
I tu pojawia się paradoks historyczny – w czasach, gdy aktywa osiągają często absurdalnie niską wycenę instytucje posiadające wiedzę i doświadczenie w zakresie wykorzystywania takich sytuacji zbiorowo zostały wrzucone przez inwestorów do koszyka z inwestycjami wysokiego ryzyka i omijane szerokim łukiem. A to błąd, bo te fundusze, które przetrwają, będą w stanie osiągnąć bardzo wysokie stopy zwrotu, gdy koniunktura się już poprawi. Tylko, które przetrwają. To już wymaga szczegółowej oceny na bazie sytuacji danego funduszu. I kluczową sprawą będzie zdolność funduszu do zachowania płynności w długim okresie bez wyprzedawania za bezcen najlepszych spółek z portfeli.
Oznacza to, że racjonalnie będzie poszukiwanie okazji do odkupienia za bezcen udziałów w takich funduszach na rynku wtórnym od dotychczasowych posiadaczy. A same fundusze prawdopodobnie przejdą przez bardzo przyspieszony proces doboru naturalnego. Najsilniejsi wyjdą jeszcze silniejsi z kryzysu. Część pozostałych będzie przejmowana w całości, część wyprzeda składniki portfela by przeżyć. Trafią się też i takie, których portfel inwestycji okaże się niedostosowany do obecnych czasów i ich udziałowcy stracą większość lub całość kapitału . . .
A kto będzie zwycięzcą w tym wyścigu. Proponuję podejść do zagadnienia z perspektywy starego przysłowia, sprawdzającego się również na giełdzie: „Zanim gruby wychudnie, chudy umrze z głodu”. Gotówka jest królem i posiadanie jej jest pierwszym warunkiem koniecznym, choć niewystarczającym, by taką szansę na przyszłą dominację rozważać. Drugim kryterium oceny szans jest doświadczenie zarządzających. Trzeba obserwować coraz liczniejsze przetasowania własnościowe na tym rynku i typować zwycięzców. Bo na inwestycji w „sprawnych myśliwych” długoterminowi inwestorzy będą mieli szanse na uzyskanie bardzo wysokich stóp zwrotu w porównaniu z innymi inwestycjami.
Kinga Hanna Stachowiak
mec. Robert Nogacki