Na wielu polach startupy wygrywają z rozbudowanymi organizacjami zatrudniającymi tysiące pracowników. Jednak ten model organizacji firmy nie jest wolny od słabości, które mogą ograniczać jej rozwój, a nawet oznaczać jej koniec.
Termin startup ma kilka znaczeń. To najpopularniejsze odnosi się do niewielkiej, innowacyjnej firmy z krótkim stażem, która dąży do szybkiego wzrostu. Jedną z cech takiej organizacji jest działalność w warunkach dużego ryzyka.
Kreatywność artystów
Kolejne aplikacje, które instalujemy na smartfonach, zdają się dowodzić, że w zdigitalizowanych branżach startupy radzą sobie lepiej niż korporacyjne molochy.
Te ostatnie często mają problem z kreatywnością. Dzieje się tak, gdyż ich pracownicy boją się proponować przełożonym odważne pomysły. Z obawy przed zwolnieniem wolą się nie wychylać, tylko wpasować w politykę danej organizacji. W efekcie przedsiębiorstwo traci swoją pozycję rynkową.
Kolejna przewaga małych firm z branży nowych technologii i innowacji nad wielkimi przedsiębiorstwami zawiera się w ich składzie osobowym. Chodzi o to, że – posługując się terminologią Safiego Bahcalla (autor książki „Loonshots”) – mają proporcjonalnie więcej artystów niż żołnierzy.
Ci pierwsi odpowiadają za kreowanie pomysłów, drudzy – za ich wdrażanie, w tym sprzedaż. To powoduje, że startupom łatwiej jest wprowadzać na rynek z sukcesem przełomowe rozwiązania.
Determinacja i pasja
W małych zespołach panuje większa chęć rozwijania idei, które z pozoru wydają się nieatrakcyjne, nierokujące lub – na pierwszy rzut oka – nawet zbyt szalone. Dlaczego?
Cechą charakterystyczną startupów jest większe zdeterminowanie ich szefów. Obawa przed utratą inwestorów czy niezdobyciem kolejnej rundy finansowania sprawia, że niewielkie podmioty nie mają nic do stracenia i bardziej ryzykują. Mniej formalne stosunki czy wręcz płaska struktura organizacyjna sprzyjają twórczej atmosferze. Spotkania koncepcyjne są bardziej inspirujące i owocne.
W sukcesie startupów sporą rolę odgrywają czynniki wolicjonalne. Większość albo cała załoga to pasjonaci, którzy doskonale czują branżę. Do tego dochodzi mocne zorientowanie na wynik. Każdemu zależy na dobru firmy, dlatego daje z siebie wszystko i wykazuje większą skłonność do poświęceń.
Duża elastyczność
Małe zespoły są też bardziej elastyczne i zdolne dostosować produkt do rynkowych trendów, by lepiej odpowiadał on potrzebom odbiorców. Mniej liczna załoga sprawniej i lepiej się komunikuje. Każdy doskonale zna priorytety firmy.
Niewielkie podmioty mogą też pozwolić sobie na niecodzienne rozwiązania kadrowe. Świetny przykład to produkujący wysięgniki kamerowe Moviebird z Opola, z którego urządzeń korzystają m.in. ekipy filmowe Hollywood.
– W najbardziej upalnym okresie zamykamy firmę na miesiąc. Wszyscy idą na urlop, a po wypoczynku wszyscy wracają do pracy i razem przez te kilka pierwszych dni się rozkręcają i wracają do formy. Dzięki temu unikamy zastojów i komplikacji czy krzywych spojrzeń związanych z tym, że jedna osoba pracuje na pełnych obrotach, a inna nie, bo dopiero wróciła z wakacji albo w ogóle jej nie ma, bo ma wolne. To sprawia, że u nas nie ma złych relacji, a większość jest zadowolona – wyjaśnia w rozmowie z „My Company” Piotr Adamiec, założyciel Moviebirda.
Korporacja też ma zalety
Oczywiście nie w każdym elemencie młode obiecujące organizacje technologiczne mają przewagę nad tymi okrzepłymi. Świetnie pokazuje to łatwość w dostępie do kapitału niezbędnego na szybką ekspansję, podbój rynków.
Duże, stabilne przedsiębiorstwa cieszą się renomą, która zapewnia im szeroki wachlarz możliwości finansowania projektów. Natomiast startupy, z uwagi na różne czynniki (krótka historia, brak zysków albo wymaganych zabezpieczeń, niesprawdzony produkt, wysokie ryzyko) mogą głównie liczyć na przychylność prywatnych inwestorów, oczekujących bardzo wysokich stóp zwrotu: aniołów biznesu i fundusze venture capital. Banki niechętnie udzielają im kredytów, a emitowanie akcji czy obligacji może im się nie opłacać i nie zawsze jest możliwe.
W przypadku polskich firm tworzących nowatorskie rozwiązania jest to aż nadto widoczne. Aż 59 proc. z nich finansuje swoją działalność własnymi środkami.
Z korporacji do startupu z sukcesami
Przemysław Berendt to twórca Talent Alpha, tj. aplikacji łączącej małe software house’y z korporacjami, która umożliwia outsourcing dużych projektów informatycznych. Jeszcze wiosną 2018 r. był on wiceprezesem Luxoftu, czyli jednego z globalnych liderów rynku outsourcingu IT. Wcześniej pracował w Procter & Gamble.
Tomaszowi Chacińskiemu, założycielowi Fitqbe, na pewnym etapie kariery w Pracuj.pl brakowało wyzwań. Postanowił więc stworzyć platformę zachęcającą pracowników do zdrowego trybu życia, która w zamian za spalone kalorie umożliwia zbieranie punktów wymienianych na vouchery. Z jego rozwiązania korzystają dziś m.in. Kompania Piwowarska, Euro RTV AGD i Decathlon.
Przed założeniem ProperGate, oprogramowania do zarządzania logistyką na dużych budowach, jego twórcy byli zatrudnieni w HB Reavis. To deweloper, który realizuje kompleks Varso w Warszawie (jego elementem będzie najwyższy budynek w UE).
– Każdy z założycieli ProperGate odpowiadał za różne operacje związane z jakością, optymalizacją, innowacjami czy strategią. Widzieliśmy, jak działa budowa, i chcieliśmy zmienić dotychczasowy sposób realizacji pewnych procesów – mówi w rozmowie z Business Insiderem Rafał Grudzień, jeden z inicjatorów proptechu. – Stworzenie pierwszej wersji systemu wynikało z wyzwań logistycznych na bardzo wymagającej budowie, która potrzebowała nowego podejścia do organizacji dostaw – dodaje.
W 2018 r. trójka menedżerów ING Banku Śląskiego (Edyta Musielak, Kami Pachuta, Jakub Wrede) powołała fintech Cashy. To platforma ułatwiająca rozliczenia dużych i średnich firm z mikro- i małymi dostawcami. Ci pierwsi uzyskują rabat za uregulowanie faktur przed terminem, dzięki czemu drudzy poprawiają swoją płynność.