W zależności od brzmienia umowy między podwykonawcą a generalnym wykonawcą może okazać się, że inwestor w procesie budowlanym również jest odpowiedzialny za wypłatę części wynagrodzenia, która została zatrzymana. W umowach o roboty budowlane standardem stało się zatrzymywanie kilku procent wynagrodzenia na poczet usuwania potencjalnych usterek w okresie gwarancji. O ich zwrocie często się zapomina. Zmienność rynku budowlanego bardzo często doprowadza do sytuacji, w której nie ma nawet od kogo dochodzić zwrotu zatrzymanych pieniędzy. Czy na pewno?
Po dwóch stronach barykady
Zabezpieczeniem przed skutkami wystąpienia usterek w wykonanych robotach budowlanych jest udzielenie przez wykonawcę robót gwarancji – często wieloletniej – oraz rękojmi wynikającej z obowiązujących przepisów kodeksu cywilnego. Z drugiej strony, bardzo często podmioty, które zawierały umowę w marcu, w listopadzie tego samego roku nie istnieją, a inne, ze względu na trudności z uzyskaniem zapłaty za wykonane prace, stoją przed widmem bankructwa. Podwykonawca nie ma od kogo dochodzić zapłaty za wykonane prace, a inwestor, w razie pojawienia się usterek w wykonaniu prac, nie ma od kogo egzekwować ich usunięcia. W związku z tym inwestorzy i generalni wykonawcy podzlecający część prac mniejszym firmom zabezpieczają się, ustanawiając w umowach kaucje na okres gwarancji lub zatrzymując część wynagrodzenia. Czy podwykonawca jest więc skazany na takie praktyki?
Profilaktyka łatwiejsza niż leczenie
Na etapie konstruowania umowy o roboty budowlane, czy to pomiędzy inwestorem a generalnym wykonawcą, czy umowy podwykonawczej, należy zatroszczyć się o to, aby precyzyjnie określić zapisy o warunkach gwarancji, a także te o zatrzymaniu wynagrodzenia lub kaucji oraz zasadach ich zwrotu. W razie sporu bowiem sąd bada nie tylko to, co strony w umowie rzeczywiście zapisały, ale również to, jaki był ich zgodny zamiar – i to właśnie to ostatnie kryterium ma charakter decydujący. Jeśli zatem umowa napisana jest niejasno, zawiera sprzeczności lub takie procedury, których realizacja nie jest wprost opisana, na tle których pojawiają się spory, to sąd wda się w długotrwałą procedurę dowodzenia, co strony w rzeczywistości ustaliły. Stąd dobrze zatroszczyć się o sprawnie napisaną umowę już na etapie jej zawierania – może to oszczędzić wdawania się w kosztowny spór sądowy. Nawet jeśli nie pozwoli go uniknąć, to z pewnością ułatwi dochodzenie swoich praw.
A więc spotkamy się w sądzie!
Jednak „w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz”, więc jeśli nie ma woli stron, żeby to, na co się umówiły, zrealizować, to nawet najlepszy kontrakt nie pomoże. Podwykonawca powinien pamiętać jednak, że inwestor jest solidarnie odpowiedzialny z generalnym wykonawcą za zapłatę wynagrodzenia podwykonawcy, jeśli wypełnione zostały na etapie zawierania umowy stosowne formalizmy. Oznacza to, że podwykonawca może dochodzić zapłaty od wszystkich, niektórych lub tylko jednego ze zobowiązanych. Zanim jednak zdecyduje się na wybranie drogi konfrontacyjnej, dobrze jest spróbować się z inwestorem dogadać. Porozumienie jest bardziej prawdopodobne, jeśli w umowie pomiędzy inwestorem, a generalnym wykonawcą były zapisy o zatrzymaniu pewnej części wynagrodzenia należnego generalnemu wykonawcy na poczet usuwania ewentualnych usterek. Tym niemniej, jeśli przewidziane w umowie rozwiązania okażą się nieskuteczne albo po kilkuletnim okresie gwarancji kontrahenta, od którego należałoby żądać zwrotu, już nie ma, a inwestor nie poczuje się do odpowiedzialności, należy przejść do kolejnego etapu – postępowania przed sądem.
Zatrzymanie wynagrodzenia to nie to samo co kaucja
Zanim jednak podwykonawca wytoczy armaty, warto sprawdzić, czy kule do nich nie są przypadkiem gliniane. W przypadku gdy pozywa generalnego wykonawcę, rozróżnienie kaucji od zatrzymania wynagrodzenia nie ma żadnego znaczenia, ponieważ podmiot ten jest odpowiedzialny za każde świadczenie należne podwykonawcy na podstawie zawartej umowy. Jeśli przyszedł termin zwrotu pieniędzy, a nie było przesłanek, aby kwotę pozostawioną „jako zakładnika” pomniejszyć, to sąd nie powinien mieć wątpliwości.
Jeśli natomiast pozywamy również lub wyłącznie inwestora, należy się bacznie przyjrzeć zapisom umownym – czym innym bowiem jest kaucja, a czym innym zatrzymanie części wynagrodzenia i wypłata go po bezusterkowym upływie terminu rękojmi lub gwarancji. Z perspektywy biznesowej różnica jest niewielka, po prostu dostaniemy mniej pieniędzy, niż wynikałoby z wystawionej faktury. Jednak z prawnego punktu widzenia już tak prosto nie jest. Aby określić, czy inwestor jest solidarnie zobowiązany do zapłaty, należy poczynić rozróżnienie pomiędzy zatrzymaniem części wynagrodzenia – tj. sytuacją, gdy mamy do czynienia z płatnością wynagrodzenia w dwóch ratach: jednej po zakończeniu robót i drugiej po upływie okresu rękojmi lub gwarancji – od sytuacji, w której do umowy wprowadzono instytucję kaucji, czyli odrębnego świadczenia, które może być wpłacone oddzielnie, choć z reguły dla wygody jest potrącane z wynagrodzenia podwykonawcy. Dokładnie takiego rozróżnienia dokonał Sąd Apelacyjny w Warszawie w swoim wyroku z dnia 26 listopada 2014 roku w sprawie o sygnaturze I ACa 795/14.
Zgodnie z art. 6471 Kodeksu cywilnego, po spełnieniu odpowiednich warunków, inwestor jest solidarnie z generalnym wykonawcą odpowiedzialny za zapłatę wynagrodzenia należnego podwykonawcy. Ale tylko za zapłatę wynagrodzenia. W tym przypadku sądy stoją na stanowisku, że odpowiedzialność ta nie rozciąga się na inne świadczenia związane z umową. Zatem jeśli podwykonawca zgodził się na kaucję, która jest wyraźnie ujęta w umowie, to dochodzenie jej zwrotu od inwestora może okazać się utrudnione, jeśli nie niemożliwe. Co innego, gdy podwykonawca wyraził zgodę na zatrzymanie na okres gwarancji części należnych mu pieniędzy – wtedy szanse na odzyskanie tych kwot od inwestora należy ocenić dość wysoko.
Czy warto kruszyć kopię?
Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Każda umowa jest inna i każdą trzeba rozpatrywać indywidualnie, a każde słowo może okazać się znaczące. Niemniej jednak, gdy w grze są realne pieniądze, które się podwykonawcy po prostu należą, należy o nie walczyć. Ważne, aby robić to z głową.